Biedronkowe wianki i pierwsza Turawska gra żeglarska za nami.

Wieści z Kubryku |
Marina Lok Turawa |
2024-06-24 |
47
Biedronkowe wianki i pierwsza Turawska gra żeglarska za nami.

Część legendarnego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier została odnaleziona

Jak było? Zachęcam do lektury

Kiedy wstałem w sobotę rano, popatrzyłem na moje drzewa w ogrodzie, zapylające Cumulusy a potem na Windy, to wiedziałem, że to będzie piękny dzień - szalenie żeglarski. Windy wskazywało 5-6 Bft, a w porywach nawet do siedmiu. Ale kiedy pojawiłem się w Turawie o trzynastej, popatrzyłem na jezioro, to zdałem sobie sprawę, że na naszą grę, to może być za silny wiatr dla niektórych. Ale cóż, zobaczymy - pomyślałem. Biedrona dogadała się z królem wiatru i dmuchnęło solidnie.
W marinie wrzało. Chłopaki z Mariny Lok Turawa stawiali duży namiot. Robili to po raz pierwszy i było trochę pytań, choć radzili sobie świetnie. Po kilku minutach pojawił się Mariusz Łapot, Komandor Jacht Klubu Opolskiego, który użyczył nam go na imprezę i wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Osada rosła jak na drożdżach. Stoły, nagłośnienie, grill i mnóstwo innych potrzebnych rzeczy pojawiało się w mig.

O 14:00 pojawił się Sławek w asyście swojej ekipy z turawskiego WOPR-u. Mieli obstawić jeden punkt kontrolny naszej gry, który był na wodzie. Wytłumaczyłem im role i popłynęli. Pół godziny później przeprowadziliśmy odprawę naszego stowarzyszenia, celem przedstawienia reguł gry. Stworzyliśmy zespoły, które miały obstawić pozostałe punkty, rozdaliśmy wskazówki dla załóg i ekipa ruszyła na swoje z góry upatrzone pozycje. Ja, wraz z najmłodszą ekipą naszego stowarzyszenia zostaliśmy szykując się do finału gry.

W Marinie Lok Turawa i Marinie Ventura przygotowania szły pełną parą. Koszono jeszcze trawę, noszono stoły, szykowano pochodnie. Do chłopaków z Jacht Klubu LOK, którzy pomagali przy imprezie przyjechała dyrekcja LOK-u z samej Warszawy. Chcieli zobaczyć, co tu się u nas dzieje. Dawno w na Rybaczówce nie było takiego ferworu.
Parę minut po piętnastej rozpoczęła się odprawa. Zgłosiło się dziesięć załóg, ale na odprawie było osiem. Przyznam, że byłem zaskoczony, bo sądziłem, że silny wiatr odstraszy większość, ale jednak nie. Oni byli gotowi szukać legendarnego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier, ostatniego właściciela dóbr turawskich. To dzięki niemu mamy Jezioro Turawskie. Mimo, że był przeciwnikiem nazistowskiej polityki, udało mu się przekonać samego Adolfa Hitlera do budowy jeziora. Stąd nazwa jeziora Hitler See , która funkcjonowała w latach 1938 -1945. Obecna Rybaczówka służył hrabiemu do suszenia ryb. Tu stacjonowały jego rybackie łodzie. Dlatego nasza gra ma trochę przybliżyć żeglarzom postać hrabiego, który w 1952 roku zmarł w Niemczech. Warto nadmienić, że szczątki Hubertusa von Garnier zostały w 2012 roku złożone w kaplicy w Kotorzu Wielkim. Hrabia wrócił do swojej ojczyzny.

Załogi były zdeterminowane, by ten legendarny skarb odnaleźć.
Wódz plemienia Pieśni spod Żagli – Stary Rumpel rozpoczął odprawę. Gra nie jest na czas i nie ścigamy się. Najważniejsze bezpieczeństwo i dobra zabawa – rzekł. Nikt nie odważył się sprzeciwić słowom wielkiego wodza.
Załogi otrzymały kopię mapy jeziora pozostawionej przez hrabiego. Do tego pierwszą wskazówkę. Mieli wypłynąć przed port, kierować się na wschód i znaleźć wioskę tubylców spod znaku lilijki i kotwicy. Po drodze mieli wypisać wszystkie wioski, w których tubylcy zajmowali się żeglarstwem. Chodziło oczywiście o kluby i przystanie żeglarskie.

Z północno zachodnim wiatrem ruszyli. Po kilkunastu minutach pierwsze załogi dotarły do pomostu 41Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej. Tam czekali wojownicy Pieśni spod Żagli. Odebrali wykonanie zadanie i wręczyli kapitanom drugą wskazówkę, zostawioną przez hrabiego von Garnier. Załogi miały odnaleźć wioskę, gdzie tubylcy jadali tylko ryby. W międzyczasie na otrzymanych dwumetrowych linach, mieli zawiązać jak najwięcej węzłów żeglarskich. Wszyscy bezbłędnie rozszyfrowali, że chodzi o Restauracje Rybną kpt. Bogusia Lubonia. Na pokładzie jego statku, czekała nasza drużyna. Odebrali liny z węzełkami i załogi otrzymały kolejne zadanie i wskazówkę. Tym razem mieli pięknie zbuchtować linę, którą w nieładzie otrzymali. Z restauracji załogi miały udać się na południe, by poszukać żółtego znaku, przy którym stała łódź bardzo groźnych tubylców. By ich nie obrazić i otrzymać kolejną wskazówkę, trzeba było zrobić kółeczko wokół żółtej bojki. Wtedy tubylcy z Jacht Klubu Opolskiego podpływali i czekali na podarki. Należało im dać pięknie zbuchtowane liny, bo u nich to właśnie liny stanowią środek płatniczy. W ten sposób załogi mogły otrzymać kolejną wskazówkę i wpłynąć na wody terytorialne tubylców z JKO. Tym razem należało dalej płynąć na południe i dobić do ich pomostu. Ale by dostać kolejną wskazówkę, należało wymienić co najmniej, pięć rodzajów chmur. Żadna z załóg nie obraziła tubylców i dzięki temu otrzymali kolejną wskazówkę. Tym razem zadanie stawało się trudniejsze, bo mieli płynąć na północny zachód pod wiatr i szukać kolejnego żółtego znaku. Tam grasowało najgroźniejsze plemię, ( nasi przyjaciele z WOPR-u) którzy wyrzucali do wody swoich wrogów. Ale by móc opuścić te niebezpieczne wody, należało wyłowić topielców i oddać ich tubylcom. Trzeba było to zrobić szybko, by topielcy mogli przeżyć. Za wyłowionego i żywego, tubylcy rewanżowali się wskazówką. Z tradycją i lokalnymi zwyczajami nie należy dyskutować, choć to dziwny proceder. Nie wykonanie zadania groziło pojmaniem i rzuceniem rekinom na pożarcie.

Kolejnym etapem poszukiwania skarbu miało być odnalezienie wyspy z pirackim portem i opuszczoną plażą. Załogi miały się kierować na północ i generalnie wrócić do mariny skąd zaczynali swój niebezpieczny rejs. I tu niektórym piracki port skojarzył się z zupełnie innym miejscem na jeziorze. Załogi rozpłynęły się we mgle, w różnych kierunkach, choć na jeziorze jest jeden prawdziwy kamienny port. Tylko na Rybaczówce, skąd zaczynali. Po kilku bitwach z tubylcami, atakach gigantycznych ośmiornic, sztormem i brakiem żywności i wody, wycieńczone załogi odnalazły port. Musieli tylko uważać, bo choć piraci byli pokojowo nastawieni, to czyhali na kobiety. Dla swojego wodza – Starego Rumpla szukali nowych żon, gdyż co roku w najkrótszą noc wódz brał za żonę nową kobietę.

Po dwóch i pół godzinach, pierwsze załogi zaczęły dopływać do portu. Tam otrzymały kolejną wskazówkę, by stanąć na plaży plecami do południe i w gęstych zaroślach szukać drewnianej beczki, w której ukryta była kolejna wskazówka. Musieli bardzo uważać, bo beczki strzegły jadowite węże.
Wraz z ostatnią wskazówką załogi musiały oddać mapę z naniesionymi wszystkimi miejscami. Poprawnie wypełniona mapa otwierała drogę do otrzymania skarbu od wodza Starego Rumpla.
Punktualnie o godzinie dziewiętnastej, zaczęły się obchody najkrótszej nocy. Wódz przemówił i zaprosił wszystkich do uczty. Jadła i napitku było co niemiara. Grać i śpiewać zaczął zespół Flash Creep, przez tubylców nazywany Fresh Fish, złożony z najlepszych bębniarzy okolicznych wysp.

Zaczęły się śpiewy, tańce i pląsy. Równo kwadrans przed dwudziestą, bębny ogłosiły kolejne wystąpienie wodza. W blasku zachodzącego słońca zaprosił wszystkie załogi i dokonał podziału skarbu na równe siedem części, bo tyle załóg wróciło z rejsu. Każda załoga dostała skrzynie pełne złota.
Potem ponownie zagrał zespół, by równo kwadrans przed dwudziestą pierwszą, wódz dokonał wyboru najpiękniejszej Rusałki. Każda wioska wytypowała jedną, swoją dziewice, licząc, że to właśnie ją poślubi wódz.
Do rywalizacji stanęło piętnaście najpiękniejszych i najurodziwszych dziewcząt. Wódz nagrodził wszystkie. Każda otrzymała wspomnienia wodza z przeklętego rejsu, pt. Klątwa Caipirinhi, który wódz przeżył z garstką swoich wiernych towarzyszy. Jego opowieści zostały przez niego spisane i wydrukowane na wielorybiej skórze, okraszone złotem.

Podczas wyboru najpiękniejszej, wydarzyło się coś wyjątkowego i niespotykanego w historii plemienia. Wódz wybrał trzy nowe żony, a każda z nich otrzymała po skrzyni złota.
Potem Stary Rumpel wraz z całym plemieniem dokonał wyboru najgroźniejszego demona jeziora. Tytuł ten otrzymał mały Antek, bo choć mały, oczy łagodne, delikatna twarz, długie włosy, to zasłynął już jako krwawy Antoś.
Zespół ponownie grał swoją twórczość, głównie chwalącą wielkość i dobroć wodza, a także rzewne pieśni o rybakach, żeglarzach i morderczych maszkarach z dna morza turawskiego.

O 21:30 zespół zagrał pieśn Fiddler's Green na cześć kpt. Grażyny Wodiczko, vel Biedrona, która zbudowała wioskę i powiła pierwsze dzieci na tej wyspie. Podczas utworu nastąpił pokaz kamiennych tablic, na których tubylcy uwiecznili Biedronę, która w marcu tego roku wypłynęła w swój ostatni rejs. Na jej cześć wzniesiono puchary i wypito za jej zdrowie.
Punktualnie o dwudziestej drugiej, flota łodzi wypłynęła przed port, by uczcić najkrótszą noc w roku. Na brzegu zapłonęły ogniska, a na wodzie załogi wodowały wianki wraz z lampionami.

Potem były tańce, śpiewy i pląsy do białego rana. Wódz udał się do swojej chaty wraz z nowymi żonami.
Było magicznie, ciepło, bardzo żeglarsko i przyjacielsko. Ponad dwustu żeglarzy z Jeziora Turawskiego godnie uczciło najkrótszą noc w roku i nowe potrójne małżeństwo, swojego ukochanego wodza.
Za rok w najkrótszą noc, znowu się zbierzemy, by szukać dalszej części skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier i dokonać wyboru nowej żony.

Wódz Stary Rumpel w imieniu całej wioski dziękuję Marszałkowi Województwa Opolskiego Szymonowi Ogłaza za patronat nad uroczystościami, Wice Marszałkowi Województwa Opolskiego Zbigniewowi Kubalańcy za sakwę złota, Departamentowi Sportu i Turystyki oraz Promocji i Współpracy z Zagranicą Urzędu Marszałkowskiego za pomoc. Centrum Dialogu Obywatelskiego Urzędu Miasta Opole za pomoc.
Radio Opole za rozesłanie wici o uroczystościach po wyspach. Mieszkańcom wioski Pieśni spod Żagli za pracę, a przede wszystkim wodzom innych wiosek za pomoc, organizacje i przyjaźń.
Marina LOK Turawa Ventura - Stowarzyszenie Sportu, Rekreacji i Wypoczynku Jacht Klub Opolski 41 Harcerska Drużyna Żeglarska im. Władysława Wagnera, LOK Turawa Jacht Klub nr 1 Drużyna WOPR Turawa Restauracja Rybna w Turawie i wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do przeprowadzenia tych uroczystości.
Radio Opole za rozesłanie wici o uroczystościach po wyspach. Mieszkańcom wioski Pieśni spod Żagli za pracę, a przede wszystkim wodzom innych wiosek za pomoc, organizacje i przyjaźń.

Wódz Stary Rumpel - kpt. Ryszard Sobieszczański
Pieśni spod Żagli
Opole
Zdjęcia wykonali:
Jędrzej Łuczak - @Radio Opole Andrzej Szczepanik, Nina Kardaś, Basia Dolak Monika Opioła Ryszard Sobieszczanski

Zobacz Także