Around Europe na s/y Caipirinha Mesyna i Milazzo, cz. 3

Wieści z Kubryku |
Morze Śródziemne |
2021-05-11 |
767
W poprzedniej relacji zabraliśmy Was do małej sennej i włoskiej Leuci. Ale warto jeszcze dodać, że spotkaliśmy się tam z bardzo miłym przyjęciem, o czym zapomniałem wspomnieć. Kiedy tak sobie staliśmy przy stacji benzynowej, na której zatankowaliśmy wodę i paliwo, to nagle do portu wpłynęła ogromna i szybka łódź typu RIB, która skierowała się w naszą stronę. Było wiadomo, że to Coast Guard lub inna służba włoska. Podpłynęli do nas i okazało się, że po prostu chcą zatankować. Trochę nam miny zrzedły, bo chcieliśmy sobie jeszcze chwilę postać, wszak była siesta a tu trzeba było się przestawiać. Na szczęście bystrzy panowie, szybko wychwycili naszą konsternacje i w swoim tylko znanym języku, krzyczeli no problemo, dając nam tym samym znak, że nie będziemy im przeszkadzać w tankowaniu. Kiedy dwie załogi stoją burta w burtę zawsze zaczynają się rozmowy. Byli bardzo zainteresowani skąd płyniemy i jeszcze bardziej zainteresowani faktem, że płyniemy aż do Polski. W tym czasie biegałem po porcie szukając małej żarówki do zielonej lampki nawigacyjnej. Niestety akurat takie nam się skończyły. Ktoś z załogi zapytał ich czy nie mają, ale oni rozłożyli ręce i odpłynęli. Po kilku minutach patrzymy, a oni znowu do nas płyną. Biały nawet stwierdził, że przypomnieli sobie że jest Covid i trzeba nas skontrolować. Okazało się, że na dziobie stał jeden z nich i machał do nas żółtym pudełkiem pełnym żarówek. Pięknie podziękowaliśmy jeszcze raz, a oni życzyli nam bezpiecznej podróży. Takie gesty są zawsze miłe, kiedy ludzie morza sobie pomagają nie myśląc o zapłacie. W dzisiejszym szalonym świecie nadal to się zdarza i mam nadzieję, że tak zostanie.
Kolejnym etapem miało być przejście groźnej Cieśniny Mesyńskiej, do której mieliśmy 250 mil. Całe popołudnie wiatru nie było w ogóle więc płynęliśmy na silniku. Ten spokojny czas spożytkowaliśmy na poprawienie stanu naszej instalacji zęzowej, która nie działała najlepiej, a troszkę wody nabieraliśmy, co jak na stary jacht było oczywiste i słuszne. Załoga się nie nudziła. O 21 Neptun podarował nam południowo-wschodni Sirocco o sile do trzech Beufeorta i tym typowym adriatyckim wiatrem pożegnaliśmy się z morzem, które stanowiło dla nas bazę przez ostatnie sześć lat. Trzy godziny później zaopiekował się nami północno zachodni wiatr, który z siłą 6-8 węzłów pozwolił powolutku płynąć w stronę Cieśniny Mesyńskiej. Wspólnie z Białym usiedliśmy i dokonaliśmy mega skomplikowanych obliczeń, których wynik nie był dla nas korzystny. Cieśninę będziemy przechodzić pod prąd. A tak naprawdę to znalazłem włoską stronę, na której wystarczyło wpisać datę i godzinę i wiadomym było, o której najlepiej ją przechodzić. Z niewiadomych mi przyczyn Navionics nie miał tych danych.
Cieśnina Mesyńska owiana jest złą historią, sięgająca czasów Odyseusza. W mitologiczne szaty ubrana została przeprawa Odyseusza przez cieśninę mesyńską między dwiema skałami – potworami: Scyllą i Charybdą w homerowskim eposie „Odyseja”. To nie były fantazje, lecz opis zjawisk, które tam zachodziły i które obserwujemy do dzisiaj, choć pozbawione już potworów, czyhających na żeglowne statki….
Z lekką obawą szykowaliśmy się do wejścia do cieśniny. Zarządziłem by tej, mimo spokojnej nocy, wszyscy którzy mieli być na pokładzie, byli przypięci, by żadne paskudztwo nie porwało mi nikogo z załogi.
O drugiej w nocy piątego maja, wachta trzecia, wprowadziła nasz jacht na wody cieśniny. O czwartej przejąłem naszą wachtę i oczywiście się zaczęło. Czym bliżej Mesyny, mimo środka nocy, tym ruch większy. Po kilka promów naraz przecinających nasz farwater. Postanowiłem trzymać się maksymalnie prawego brzegu, by jak najpóźniej dostać się w wiry zdradzieckiego prądu. My płynęliśmy pięć węzłów, a locja podawała, że dwa główne nurty osiągną prędkość sześciu, co oznaczało, że mogliśmy mieć problem z jej przejściem. Po wejściu w nabieżnik Vila San Giovanni Maciek poczuł, jakby ktoś chciał przejąć od niego ster. Woda się zakotłowała i zobaczyliśmy wiry, w których dojrzeliśmy oczy podwodnych bestii i maszkar. Od razu przypomniały mi się groźne bystrza Pentland Firth, przez które w 1970 roku przechodził Kaszowski z Horeckim na Eurosie pod żaglami, ale to co oni wtedy zrobili zapisało się w historii światowego żeglarstwa. My na nasze dni chwały musimy jeszcze poczekać. Chwilę później z sześciu węzłów prędkości marszowej zrobiło się dwa, ale płynęliśmy. Udało nam się uzyskać dodatkowe pół godziny do planu, co oznaczało że cieśninę przechodziliśmy przed kulminacją. Mijając latarnie po lewej stronie, przy wyjściu z cieśniny, widzieliśmy dziesiątki rybaków, którzy zwijali sieci z przesmyku. Mnóstwo małych łodzi, świadczyło, że ryby musi tu napływać dużo.
Żegnając Mesynę wpłynęliśmy na kolejne morze tym razem Tyreńskie. Na kolejny postój wytypowaliśmy nie duże Milazzo na północnym brzegu Sycyili. Tam mieliśmy zaopatrzyć się w wodę, paliwo no i oczywiście magnesy na lodówkę, gdyż tu nas jeszcze nie było, choć Morze Tyreńskie nie jest nam obce.
Płynąc spokojnie do Milazzo widać od razu cały przepiękny archipelag wysp Liparyjskich z aktywnymi wulkanami, które zwiedziliśmy w 2015 i 2019 roku. Strombola, Lipari czy Vulcano wynurzają się majestatycznie z morza i wyglądają na kompletnie niedostępne. Podpłynięcie nocą pod Strombolę daje nie powtarzalne przeżycia, kiedy stojąc w dryfie słyszysz grzmoty z serca góry i widzisz co chwilę wylewającą się czerwoną lawę.
Wejście do Milazzo zaplanowaliśmy na dwunastą i tego heroicznego aktu miał dokonać Robson. Najpierw musiał rozeznać locje portu, potem rozdać zadania i wpłynąć do nieznanej mu mariny.
Zbliżaliśmy się do zewnętrznego pirsu mariny, z której od razu wypłynął Marrinero na pontonie, krzycząc do nas, że jest Covid i oni nikogo nie przyjmują i generalnie wypad z portu. Równie miło go przywitałem informując, że na jachcie nie mamy covidu, załoga jest po szczepieniach, a my potrzebujemy wody i paliwa. Odpowiedział, że tylko Kapitanat może podjąć taką decyzje i tam mam dzwonić przez radio UKF.
Na kanale 16 wywołaliśmy Marinę. Marina odpowiedziała, że Kapitanat się do nas odezwie. Po półgodzinnie kręcenia się w kółko w porcie Kapitanat zapytał nas o dane: stan załogi, skąd i dokąd płyniemy. Po udzieleniu informacji kazali nam czekać. W międzyczasie podpłynął do nas lokalny pilot i kazał nam się gdzieś schować bo kręcimy się na środku podejścia do portu. Po kolejnej półgodzinie wywołujemy marine i kapitanat. W końcu odzywa się znudzony głos informując, że przygotowują dla nas dokumenty do wypełnienia, jednocześnie otrzymujemy polecenie wyjścia na redę i tam czekania na dalsze instrukcje. Wypłynęliśmy pół mili przed port i stanęliśmy w dryfie. Minęły kolejne półgodziny i cisza. Nikt się nie odzywa. Ponownie zaczynam taniec z wywoływaniem. Cisza. Wszyscy poszli na siestę czy jaka cholera? Wygrzebuję nr telefonu z Navionicsa i dzwonię do Mariny. Odzywa się znajoma Pani, która potrzebuje nasz adres email. Niestety przekazanie adresu email nie wychodzi, gdyż nic z tego ona nie rozumie. Proszę by zadzwoniła do mnie z tel. komórkowego to wyślę jej mój numer smsem. Hurra, Pani zadzwoniła ja wysłałem nasz adres. Czekamy kolejne piętnaście minut i wreszcie przychodzi email z deklaracją do wypełnienia, którą mamy wysłać do Włoskiego Ministerstwa Zdrowia. Po otrzymaniu zwrotki, mamy natychmiast wysłać odpowiedź do kapitanatu. Na trzy pytania, szybko odpowiadamy i wysyłamy do Ministerstwa Zdrowia. Czekamy znowu, pół godziny, czterdzieści pięć minut i cisza. Brak nowej poczty. W końcu nie wytrzymuje i wpisuje w google adres tego ministerstwa zdrowia w Mesynie. Wykręcam numer i dzwonię. Od razu słyszę głos męski: Pronto, Ministero della Salute,
- Do You speak English? zapytałem
-no, italiano odpowiedział mi Pan z ministerstwa.
Przyjąłem, że mimo wszystko coś zrozumie jak powiem do niego jak Piętaszek do Robinsona.
- Milazzo, Barca, Sanitari Deklaratione? Spróbowałem licząc na cud. ( Barca to łódź po włosku)
- Aaaaa Si, si, Caipirinha? Bez zająknienia, jakby czekał na mój telefon odpowiedział Pan z ministerstwa. I tu mnie zaskoczył z pantałyku. Jednak cuda się zdarzają, więc ciągnę dalej w języku kompletnie mi nowym.
- Deklaratione sanitaria good?
- Si, Si, no problemo, deklaratione good.
Idzie mi coraz lepiej, zaczynam się rozkręcać, jak nic zostaniemy przyjaciółmi.
- Deklaratione, transporto email? Quickly? dorzuciłem nie śmiało.
- Si, Si, tre minuto email Caipirinha.
- Gracias, Thanks very much i tu nastąpiły pożegnania, tak przynajmniej sądzę bo nic z tego nie zrozumiałem. Załoga popatrzyła na mnie jak na wariata, zresztą nie pierwszy raz a ja oświadczyłem, że mamy zgodę.
Rzeczywiście po paru minutach przyszedł bardzo lakoniczny email bez nagłówka, podpisu z jednym zdaniem po angielsku tłumaczonym w translatorze. Dziękujemy za Państwa zapytanie z łodzi. Jak najbardziej wyrażamy zgodę na wejście do portu. Prosimy o przedstawienie aktualnego testu molekularnego.
Czar prysł, i nie powiem co mnie trafiło. Zadzwoniłem do mariny licząc na cud. Pani powiedziała, że prześlę nam dane ośrodka w Milazzo, które wykonuje takie badania. Kiedy podniosłem telefon by zadzwonić do owego ośrodka była 15:55, a więc bujaliśmy się już cztery godziny. Niestety włączał się fax. Po dwóch takich telefonach pomyślałem. Pozostała nam ostatnia próba. Zbroimy się i wykonałem telefon do polskiej ambasady. Przesympatyczne dziewczę odebrało telefon łącząc mnie od razu z Konsulem. Przedstawiłem naszą sytuacje i Pani Konsul postanowiła zaraz działać. Zadzwoniła do kapitanatu, ale tez nic nie wskórała. Dodzwoniła się do ośrodka i uzyskała info, że jutro miedzy 8 a 14 ktoś do nas przyjedzie. Dochodziła siedemnasta. Podjąłem decyzje, że nic tu po nas. Trzeba się będzie wbić do jakiegoś malutkiego portu, gdzie nie ma kapitanatów i całego tego formalnego zadęcia.
Pani Konsul zmartwiła się, że nie mogła pomóc i że popłyniemy bez wody, ale za to bardzo serdecznie nas pozdrowiła przypominając, że jest zawsze w Rzymie do naszej dyspozycji.
O siedemnastej odpaliliśmy silnik i ciskając burze i błyskawice w kierunku portu, popłynęliśmy dalej na zachód. Na liczniku mieliśmy 576 mil.

Z pokładu s/y Caipirinha
Kapitan Ryszard Sobieszczański

Zobacz Także